top of page
Szukaj

Florida Keys czyli Karaiby w USA

  • Zdjęcie autora: Mateusz Gabrielczyk
    Mateusz Gabrielczyk
  • 9 mar 2018
  • 6 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 11 mar 2018

Przeglądając internet w poszukiwaniu informacji o Miami i południu Florydy nie sposób nie natknąć się na informacje, że najciekawszą częścią południa jest właśnie Florida Keys. Właściwie wszyscy podkreślają, że szkoda marnować czas w największym mieście Florydy i że najlepiej od razu pojechać na południe.


Nie sposób nie zgodzić się, że Florida Keys jest niezwykle urocze i nie powinno być przez nikogo pominięte (choć, jak wcześniej pisałem, nie skreślałbym tak szybko Miami - w końcu też ma nam coś do zaproponowania;)).


Florida Keys to archipelag, w którego skład wchodzi, aż 1700 wysepek, które w opisach dzielone są na trzy części: Upper, Middle i Lower Florida Keys. 40 największych, zamieszkałych wysyp zostało połączonych w większości jednopasmową drogą, w której skład wchodzą aż 42 wiadukty rozpostarte nad błękitną wodą. Widoki są naprawdę super - czasem po dwóch stronach drogi na horyzoncie nie widać nic poza przestworem oceanu.


Najbardziej znaną z wysepek jest ta wysunięta najdalej na zachód - Key West. To tam zmierząją właściwie wszyscy turyści zapuszczający się w te rejony. Jeżeli jednak mamy trochę więcej czasu to prawie każda z zamieszkanych wysepek ma nam coś ciekawego do zaproponowania. Nie są to atrakcje tanie (jak cała Floryda), ale na pewno różnorodne.


Niezależnie ile mamy lat nie sposób się tu nudzić. W okolicy Key Largo znajduje się podwodny John Pennekamp Coral Reef State Park - ogród koralowy, który możemy podziwiać płynąc łodzią z przeszklonym dnem lub nurkując z rurką (30$) lub akwalungiem (75$), a także azyl dla krokodyli Crocodile Lake National Refuge, który daje nam możliwość podglądania tych olbrzymich gadów. Znajdziemy tu także Dolphin Cove umożliwiający obcowanie z delfinami (pływanie 210$, buziak od delfina 59$). Podobnie czas możemy spędzić na Windley Key w Theatre of the sea (bilet wstępu 35$). Mieszkają tu także płaszczki, rekiny oraz uchatki.


Na Big Pine Key znajduje się National Key Deer Refuge, gdzie spotkamy małe Bambi. Tak, tak, takie prawdziwe małe Bambi ;) To tu żyje jeleń wirginijski , który osiąga maksymalnie 86 cm w kłębie, ważąc przy tym niecałe 50 kg. Podgatunek ten, posiadający zdolność pojenia się w słonawych zbiornikach, na wolności żyje tylko na Florida Keys. Aktualnie jest ich jedynie około 800 sztuk.


Bardzo poważnie traktuje się tu ochronę tych jelonków. Jadąc drogą co kawałek napotykamy znaki ostrzegawcze informujące o możliwości spotkania z małymi Bambi oraz ograniczające prędkość. Za potrącenie jelonka grożą bardzo wysokie kary finansowe.


W drodze do Key West natkniemy się również na piękne plaże np. Anne's Beach (Islamorada) czy plaże Boca Chita Key, a także Park Stanowy Bahia Honda (Big Pine Key) - który podczas naszej wizyty był bardzo zniszczony przez wrzesniowy huragan Irma, a i tak robił wrażenie (jedyny minus - miliard maleńkich muszek, które zjadły nas od stóp do głów). Musi być tam naprawdę pięknie, gdy wszystko jest uprządkowane i żyje swoim życiem.





A teraz trochę o Key West.


Gdy po prawie 4h podróży samochodem docieramy w końcu do celu naszej podróży, miasteczko robi na nas naprawdę super wrażenie. Klimatyczne uliczki, małe kolorowe domki, oldschoolowe samochody, palmy i biegające po ulicy koguty. Prawdziwe Karaiby. Niby jest to kurort, a jednak jest bardzo spokojnie (może to dlatego, że jesteśmy poza sezonem?).










Ponieważ mamy jeszcze chwilę czasu do zameldowania się w motelu, decydujemy się najpierw na odpoczynek na plaży Smathers Beach. Miała być najpopularniejszą plażą Key West, a jest właściwie pusta co ogromnie nas cieszy. Rosną na niej palmy, więc kładziemy się w półcieniu. Obok znajduje się lotnisko, więc co chwilę słychać startujące samoloty, a w wodzie na okrągło nurkują pelikany. Jest naprawdę super, tylko woda zdecydowanie nie zachęca do kąpieli - ani nie jest błękitna, ani przejrzysta. Nie psuje nam to jednak humoru, bo schłodzić możemy się pod palmą :)







A właśnie! Obok plaży Smarthers Beach kończy sie (a może zaczyna?) amerykańska autostrada nr 1 - to stąd Amerykanie rozpoczynają liczenie kilometrów na swoich autostradach, a znak drogowy z 0-wym kilometrem jest jednym z symboli Key West. Dlatego też, żeby nie było nudno, my zrobiliśmy zdjęcie znaku z 1.



Po kilku godzinach błogiego leniuchowania i tysiącu zdjęć palm i pelikanów, możemy jechać zameldować się w pokoju. Okazuje się, że nasz Blue Marlin (100% polecamy!) jest stereotypowym amerykańskim motelem z miejscami parkingowymi pod drzwiami pokoi - ale przeżycie!




Nasz pokój ma wszystko co potrzeba (naprawdę wszystko czego można chcieć od hotelowego pokoju - łącznie z popcornem przy mikrofalówce), a basen jest lepszy niż w niejednym kilku gwizdkowym hotelu. Jakby tego było mało śniadanie "serwowane" jest nad basenem, a motel znajduje się kilka minut spacerem od centrum i 3 minuty od najbardziej wysuniętego na południe punktu kontynentalnych Stanów Zjednoczony - the Southernmost Point - punkt oddalony o jedyne 90 mil od Kuby (bliżej stamtąd do Kuby niż do Miami; dalej na południe wysunięte są tylko Hawaje). Chyba znowu mamy farta... (dobrze, że walczyliśmy o rezerwację, którą ni z tego ni z owego odwołał nam Booking - sprawdzajcie spam - to tam często wpadają maile o tym, że karta nie przeszła preautoryzacji i rezerwacja została anulowana).



Jest chwilę po 16, więc zostawiamy rzeczy w pokoju i biegniemy w kierunku Mallory Square, żeby około 17:30 obejrzeć podobno najpiękniejszy zachód słońca w Stanach. Docieramy na miejsce po drodze "zaliczając" dom Ernesta Hemingway'a, który za chwile ma być zamknięty (jest otwarty w godzinach 9-17) i następnego dnia nie zostanie otwarty (tu akurat nie mamy szczęścia, bo według strony internetowej muzeum jest otwarte 365 dni w roku ;)). Nie wchodzimy więc do niego, ale bardzo nie żałujemy - jakoś super nas nie ciągnęło. Robimy szybkie zdjęcia z zewnątrz i biegniemy dalej.



Docieramy na Mallory Square chwilę przed czasem, zajmujemy miejsca i czekamy. Byliśmy jednymi z pierwszych osób czekających na spektakl, ale z minuty na minutę przybywa widzów i około 17:20 wszystkie miejsca siedzące i stojące w pierwszych rzędach są zajęte. Gdy słońce zaczyna zachodzić, wszyscy z ekscytacją wpatrują się w nie i robią zdjęcia. Gdy wielka, świecąca kula znika za horyzontem rozlegają się gromkie brawa - naprawdę był to prawdzimy spektakl :) A wszystko działo się przy akompaniamiencie mężczyzny grającego na gitarze akustycznej.








Po zachodzie szwędamy się dłuższy czas po miasteczku, chodząc po pomostach wzdłuż brzegu i po głównej ulicy, pomiędzy lokalnymi knajpami a McDonaldami i Starbucksami, wchodząc czasem do sklepów z pamiątkami (cóż... super pamiątek nie ma, zaryzykowalibyśmy stwierdzenie, że jest gorzej niż nad polskim morzem, ale przecież "looking is for free" ;)).


Odwiedzając sklep spożywczy, który okazuje się najlepszym sklepiem z pamiątkami (naprawdę mieli tam najwięcej, najładniejszych magnesów! Póżniej okazało się, że ta zasada sprawdza się też w innych miastach Florydy ;)), wracamy do pokoju, żeby w końcu zjeść ten czekający na nas amerykański popcorn.


Z ciekawostek - po zmroku w Key West w drogę wyruszają busiki Gost&Gravestones obwożące turystów po najmroczniejszych zakamarkach miasta. Opinie w internecie są podzielone, ale jest to na pewno ciekawy, alternatywny sposób na poznanie okolicy.


Następnego dnia rano zrywamy sie o 6, bo w planie mamy zobaczyć wschód słońca - w linii prostej z naszego motelu do morza jest tylko 0,1 mili, więc grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. Skoro zachody słońca są tu najpiękniejsze to może wschody też? Sami ocencie.






Po powrocie spędzamy czas nad basenem, a po wymeldowaniu udajemy się na kolejny spacer po miasteczku. W Key West wart odwiedzenia jest również cmentarz. Panuje na nim niemiłosierny upał, ale dzięki temu możemy podziwiać ogromne ilości iguan i jaszczurek każdych rozmiarów. Z powodu położenia na koralowej skale oraz nisko zalegajcych wód powierzchniowych nie wykopuje się tam "standardowego" grobu, a zmarli chowani są w kryptach nad powierzchnią ziemi.






Na cmentarzu znajdują się groby marynarzy USS Maine, którzy polegli w hawańskim porcie w 1898r., jest też część upamiętniająca Kubańczyków oraz część żydowska. Co ciekawe, mieszkańcy Key West na niektórych grobach dają upust swojemu czarnemu humorowi umieszczając na grobach różnego rodzaju epitafia - jak na przykład to poniżej (gdybyście szukali - grób ten znajduje się zaraz przy wejściu do części żydowskiej).



Ciężko jest wyjeżdzać z Key West - to takie troche wakacje od wakacji, ale zaplanowaliśmy na to miejsce tylko 2 dni sugerująć się jego małymi rozmiarami, a nie analizująć niestety ilości atrakcji. Mus to jednak mus, wieczorem trzeba oddać w Miami samochód - pakujemy się więc i ruszamy w drogę powrotną. Po godzinie zatrzymujemy się jeszcze w Bahia Honda State Park (o którym pisałem powyżej) i bez większych opóźnień docieramy do naszego miamskiego mieszkania :) Jedyne czego żałujemy to, że nie udało nam się zobaczyć Bambi, ale nie wyrobiliśmy się z czasem - National Key Deer Refuge jest otwarte w tygodniu tylko do 16, w weekendy do godziny 15, a żaden zabłąkany jelonek (może i szczęśliwie) nie spacerował akurat obok drogi.


Comentarios


  • Facebook Social Ikona
  • Instagram Ikona społeczna

© 2023 by Going Places. Proudly created with Wix.com

bottom of page