top of page
Szukaj

"Bagna" Everglades - Park Narodowy

  • Zdjęcie autora: Mateusz Gabrielczyk
    Mateusz Gabrielczyk
  • 18 lut 2018
  • 5 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 11 mar 2018

Nazywanie Parku Narodowego Everglades bagnami jest błędem, który sami przez wiele lat popełnialiśmy. W rzeczywistości wspomniane "bagna" są systemem wolno płynących rzek, których szybkość przepływu wody wynosi zaledwie 400 metrów dziennie! Jest to najwolniej płynący system rzek na świecie. Będąc na jednej z nich nie sposób jest zauważyć jakiegokolwiek nurtu - czuliśmy się, jak na wielkim, płytkim jeziorze-bagnie.


Na terenach mokradeł występuje ogromne skupisko fauny i flory, z czego aż 35 gatunków jest zagrożonych i chronionych (do najbardziej zagrożonych należy: pantera florydzka, krokodyl amerykański oraz manat karaibski). W związku z bogactwem występujących tutaj organizmów w 1934 roku rząd USA nadał tym terenom status Parku Narodowego, a w 1979 UNESCO wpisało park na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego Ludzkości - z czym nie da się nie zgodzić, bo naprawdę warto chronić takie miejsca.


Obszar Parku jest ogromy - zajmuje ponad 6 tys. km² i jest trzecim co do wielkości parkiem narodowym w USA po Dolinie Śmierci i Yellowstone. Przed rozpoczęciem planowania "zwiedzania" parku warto więc zastanowić się nad tym, którą część Everglades zobaczyć oraz ile czasu na to poświęcić. Na zwiedzenie tylko północnej części, ciągnącej się wzdłuż autostrady 90 (droga stanowa 41), wystarczy pół dnia. Natomiast cały dzień zajmie Wam wycieczka po południowej części parku.



Taką wycieczkę można wykupić w jednej z wielu firm wystawiających się w Bayside Marketplace, o którym pisałem w jednym z poprzednich postów. Bilety niestety nie należą do tanich, ale zdecydowanie warto. W wersji dla wymagających można wykupić wycieczkę wraz z jazdą jeep'em:). W celu odwiedzenia północnej części polecam wypożyczyć samochód, gdyż z centrum Miami do najbliższej atrakcji jest kilkadziesiąt kilometrów. 


Podczas naszego pobytu zdecydowaliśmy się na odwiedziny w północnej części parku. Niestety z powodu niedawnego huraganu Irma, który nawiedził Florydę we wrześniu 2017 roku stan wód był nadal bardzo wysoki i z tego powodu wiele atrakcji było wciąż pozamykanych - zalane leśne, a może raczej bagienne drogi uniemożliwiały dotarcie to tak ważnych punktów jak Shark Valley. Pozostała nam "jedynie" możliwość przejażdzki łodziami Airboat oraz odwiedziny w wiosce indiańskiej Miccosukee.


Firm oferujących Airboat Tours jest wiele, warto wcześniej zapoznać się z ich ofertą oraz cenami i wybrać tą, która najbardziej nam odpowiada. Ceny są różne i wahają się pomiędzy 20$ a 47$ od osoby. W niektórych miejscach można obniżyć cenę dokonując zakupu biletów przez internet lub korzystając z kuponów, o których pisałem tutaj.



My skorzystaliśmy z oferty Gator Park. Trzeba jednak pamiętać, że bilety zakupione w internecie, które w przypadku naszego "przewoźnika" nie wymagały wybrania konkretnego dnia ani godziny, są biletami tylko na samą przejażdzkę łodzią. Przy odbiorze biletów będziemy musieli wykupić jeszcze wejściówkę do Parku Narodowego w cenie 3$ od osoby - opłaty tej nie można pominąć. 


Większość firm organizujących Airboat Tours mieści się wzdłuż drogi stanowej 41 - najłatwiej dostać się tam samochodem, ale firmy oferują również transport autobusowy z Miami (w tym przypadku ceny rozpoczynają się od ok. 50$ od osoby za dojazd i bilet na przejażdżkę łodzią). Możliwe są również prywatne wypożyczenia łodzi - wynajęcie 4 osobowej to wydatek rzędu 250$. 




Po zebraniu całej grupy wsiadamy na łódź i ruszamy w podróż w nieznane. Płyniemy powoli, a przewodnik i operator łodzi w jednym z entuzjazmem opowiada nam o okolicy. Dowiadujemy się, że poziom wody jest wyjątkowo tak wysoki, że jeśli uda nam się zobaczyć choć jednego aligatora będziemy szczęściarzami. Okazuje się, że im niższy poziom wody tym łatwiej zaobserwować gady, dla których tu przyjechaliśmy. Wszystkim trochę rzedną miny, ale szczęśliwie po chwili pojawia się Will'y. Nie jest olbrzymem, ale wzbudza ogromną ekscytację u wszystkich pasażerów (zwłaszcza po tym co chwilę wcześniej usłyszeliśmy). Podpływa powoli, majestatycznie, tak blisko, że wystarczyłoby lekko wyciągnąć rękę, żeby pogłaskać go po pleckach :)



Przewodnik pozwala nam na kilka szybkich zdjęć i ruszamy w dalszą podróż. Wypływamy na ogromną przestrzeń różnokolorowych traw wodnych, a przewodnik włącza 5 bieg i z ogromną prędkością (i hałasem) zapewnia nam "atrakcje" w postaci ochlapania przez wodę.






Warto dodać, że wraz z biletem otrzymujemy jednorazowe zatyczki do uszu, które mogą przydać się wrażliwszym na dźwięki lub siedzącym z tyłu łodzi. My z nich jednak nie skorzystaliśmy - naprawdę nie było tak głośno. Wydaje się, że Amerykanie robią po prostu wszytko, żeby zapobiec jakimkolwiem zagrożeniom i "reklamacjom" - wychodzą z założenia, że lepiej ubezpieczyć się za wczasu. 


Zatrzymujemy się, a przewodnik stara się poznać każdego z nas. Wypytuje skąd jesteśmy i co tu robimy, szpanuje znajomością "cześć" i "jak się masz?" w prawie każdym języku - pracuje tam ponad 20 lat, więc turyści zdążyli go już wszystkiego nauczyć. 



Po krótkim przystanku udajemy się w drogę powrotną, podczas której spotykamy jeszcze jednego aligatora (trochę większego) i kolejny raz Will'iego. Okazuje się, że przejażdżka trwała tylko 40 min, czym jesteśmy bardzo zawiedzeni - było super, ale niedosyt pozostanie zarówno jeśli chodzi o czas przejażdżki, jak i ilość spotkanych aligatorów. Co więcej - te, które udało nam się zobaczyć wydawały się funkcjonować na zasadach warunkowania - pojawiają się słysząc łódź, bo są wyuczone, że zaraz wpadnie coś do jedzenia. Może trochę się czepiamy, ale mogłoby to wszystko wyglądać trochę lepiej. 




Na szczęście, po zakończonej przejażdżce, zabierają nas jeszcze na "wykład" edukacyjny, podczas którego przewodnik opowiada o różnicach między aligatorami i krokodylami (Everglades to jedyne miejsce na ziemi gdzie te dwa rodzaje gadów żyją w jednym środowisku). Dowiadujemy się wielu naprawdę ciekawych rzeczy, przewodnik pokazuje jednak większość różnic na małych osobnikach pozwalając sobie czasem na trochę za dużo. Na szczęście mały krokodylek nie pozostał mu dłużny - solidnie pana obsiusiał. Przewodnik, chcąc wybrnąć z tej sytuacji stwierdził, że to przynosi szczęście... W sumie może i tak, ciężko ocenić, w końcu który przeciętny człowiek zostaje obsikany przez krokodyla czy aligatora? :D 




Po prelekcji o różnicach przewodnik wyciąga grubsze działo - dosłownie! Łapie za ogon jednego z większych aligatorów, które do tej pory siedziały zamknięte w drugim pomieszczeniu wygrzewając się na słońcu, wyciąga na środek "sceny" i zaczyna prezentować iście cyrkowe sztuczki - wkłada mu rękę do pyska i zabiera w momencie, gdy pysk się zamyka. Sukcesem jest to, że do samego końca naszego pobytu w Gator Park pan przewodnik miał obie ręce i nawet wszystkie palce. Może po prostu dobry z niego cyrkowiec? 


Po zakończonej prelekcji wsiadamy w samochód z nadzieją, że może okaże się, że Shark Valley jest jednak otwarte - niestety - internet w tym przypadku nie kłamał :( Shark Valley jest częścią Everglades umożliwiającą samodzielne spacery, wycieczki rowerowe, a także przejażdżki kolejkami po 15 milowej pętli wyznaczonej na terenie parku. Wycieczka rowerowa byłaby na pewno super przeżyciem, ale... - może następnym razem...? 



Jedziemy więc dalej przed siebie. Po drodze mijamy kolejnych operatorów oferujących Airboat Tours, udaje nam się też zobaczyć olbrzymiego aligatora wygrzewającego się na brzegu kanału, który biegnie wzdłuż drogi 41 - ten zrobił na nas największe wrażenie - w końcu leżał tam, bo rzeczywiście sam tego chciał.


Docieramy do wioski Indian Miccosukee, która była mocno polecana w internecie. Rozglądamy się jednak dookoła - poza jednym żółtym autobusem szkolnym ogromny parking jest właściwie pusty. Czy coś to oznacza? Postanawiamy dać jeszcze szansę wiosce indiańskiej jednak po szybkim przejrzeniu ulotek z oferowanymi atrakcjami i zobaczeniu ceny 15$ od osoby, a także średniego wieku odwiedzających (na oko 4,5 lat :)) zdecydowaliśmy się jednak nie podejmować tego wyzwania. Myślę, że miejsce to jest naprawdę fajne i oferuje dużo atrakcji dla rodzin z dziećmi, ale dla dorosłych ludzi nie będzie tam raczej nic ciekawego - chyba, że ktoś lubi hazard. Wioska indiańska posiada otwarte 24h na dobę kasyno, w którym znajdziemy między innymi 1700 automatów do gry oraz 32 stoły do Pokera. 



Reasumując - Everglades naprawdę warte jest odwiedzenia, jednak park ma zdecydowanie więcej do zaoferowania, gdy jest sucho i poziom wód jest niski. Zdjęcia i widoki, które można zobaczyć w internecie bywają naprawdę fenomenalne, ale żeby mieć szansę zobaczyć wszystkie przyrodnicze cuda trzeba raczej wybrać się na indywidualną wyprawę po parku - podobno właśnie Shark Valley daje szansę obcowania z naturą Everglades. My tego szczęścia nie mieliśmy, ale i tak uważamy, że odwiedziny w parku były ekscytującym przeżyciem mimo, że pewny niedosyt pozostał - po prostu chciałoby się więcej :)

Comments


  • Facebook Social Ikona
  • Instagram Ikona społeczna

© 2023 by Going Places. Proudly created with Wix.com

bottom of page